Cześć.
Słuchajcie, mam Turka od początku października. Miał dosyć stare gumy na sobie, więc stwierdziłem, że skoro jeden znajomy zostawił mi w rozliczeniu nówki opony całoroczne to założę je i nie będę myślał o nadchodzącej zimie. Opony dziwne, jakiś świeży producent, ale nie zraziłem się do tego, bo w poprzednim aucie miałem też jakieś wynalazki i były rewelacyjne na niskim profilu (195/40).
Oponki założone to:
Delinte AW5
205/45 R16 rok. prod. 2018
Po wymianie cichutko, nic nie stuka, nie hałasuje, ale dzisiaj zlał mnie zimny pot. Auto myszkuje po drodze. Mam wrażenie jakby jechał po lodzie na łysych gumach. Co ciekawsze, nie zawsze. ESP nie ma wpływu na ten fakt. W zasadzie loteria. Błędów w kompie brak. Podjechałem do mechanika z którym znam się od lat. Jak na złość zero uciekania tyłu podczas jego przejażdżki. Auto na podnośnik - zero uwag "Marcin, tu nie ma co robić ... na siłę mamy zrzucić wahacze ?"
Pojechałem na SKP - podobny tekst. Wyszarpali, wszystko gra, amory ok.
Wcześniej na profilu 50 nic nie występowało.
Wina pierniczonych opon dziwnej marki ?

Jakie w zasadzie powinno być ciśnienie na taki rozmiar opony ?
Mam 2.4 na wszystkich. Nie jest tak, że mniej z tyłu powinno przykleić auto do drogi a zbyt duże ciśnienie względem profilu/szerokości da nam efekt odbijania się opony od nawierzchni ?
Mogę mieć nieco wypaczone podejście, kilka lat jeździłem w innym aucie na utwardzonym, sztywnym zawiasie. Tam nawet przy padającym zawieszeniu auto było sklejone z asfaltem i prędkość nie wpływała na jakieś problemy.
Doradźcie
