Tak więc; jechałem po wertepach wąską szosą i postanowiłem się wycofać z tej leśnej drogi bo były już coraz większe dziury... (silnik na dość wysokich obrotach)
Nagle zaczęło śmierdzieć jakąś spalenizną.. myślałem że to mieszkańcy kapciami palą, ale wychodzę z auta patrzę na maskę a tam dym i smród palonej gumy/plastiku (ciężko opisać)
Silnik po tym incydencie pracował ok, może jakieś lekkie świsty (bardzo ciche)
W środku auta śmierdziało...
Pierwsze co przyszło mi na myśl to łożyska przy pasku od alternatora... ale nie wiem.

Wiecie może co mogło być przyczyną?